Honore de Balzac - Ojciec Goriot(2), V2 DLA CIEBIE

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aby rozpoczšć lekturę,kliknij na taki przycisk,który da ci pełny dostęp do spisu treci ksišżki.Jeli chcesz połšczyć się z Portem WydawniczymLITERATURA.NET.PLkliknij na logo poniżej.Honore de BalzacOjciec GoriotTłumaczył Tadeusz Żeleński-BoyTower Press 2000Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000Wielkiemu i znakomitemu Geoffroy de SaintHillaire1 w dowód podziwu dla jego prac igeniuszu.De Balzac1 Geoffroy de Saint Hillaire, wybitny przyrodnik francuski.3Pani Vauquer, z domu Conflans, jest to starsza dama, która od czterdziestu lat prowadzi wParyżu gospodę przy ulicy Neuve-Sainte-Genevieve, między DzielnicšŁacińskš aprzedmieciem Saint-Marcel. Dom ten znany jest pod mianem pensjonatu Vauquer; mimo iżprzyjmuje zarówno mężczyzn, jak kobiety, młodych ludzi, jak starców, nigdy obmowa niedotknęła obyczajów tego czcigodnego zakładu. Ale teżod trzydziestu lat nikt nie widział tumłodej kobiety; aby za młody człowiek tam zamieszkał, musi go snad rodzina trzymać nabardzo chudej pensyjce. W 1819 r. wszakże, epoce, w której rozpoczyna się ten dramat,zamieszkiwała tam jedna młoda panienka. Mimo iż słowo dramat mocno straciło nawyrazistoci wskutek nacišganego i niewłaciwego użytku, jaki zeń czyni nasza cierpliwaliteratura, konieczne jest użyćgo tutaj, nie iżby ta historia była dramatyczna w cisłymznaczeniu słowa, ale skoro dobiegnie do końca, może czytelnik uroni paręłez intra i extramuros2. Czy zrozumie jš kto poza Paryżem? Można wštpić. Szczegóły tej sceny, pełnejobserwacji i kolorytu lokalnego, da się ocenić jedynie między wzgórzami Montmartre awyżem Montrouge, w tej znamienitej dolinie wcišż osypujšcego się tynku i cieków czarnychod błota; dolinie wypełnionej rzeczywistym cierpieniem, fałszywš często radociš i takstraszliwie oranej wzruszeniami, iż trzeba doprawdy czego nadzwyczajnego, aby osišgnšćtrwalsze nieco wrażenie. Mimo to zdarzajš siętam od czasu do czasu cierpienia, które przeznagromadzenie występku i cnoty nabierajš jakiej wielkoci i dostojeństwa: na ich widokegoizmy, interesy przystajš wzruszone; ale wrażenie to jest niby soczysty, szybko pochłoniętyowoc. Wóz cywilizacji, podobny do wozu bóstwa z Dżagernat3, ledwie wstrzymuje się chwilęw drodze, skoro serce mniej łatwe do zmiażdżenia od innych zatrzyma jego koła;skruszywszy je niebawem, wiedzie dalej swój pochód zwycięski. Tak i wy: ty, która trzymasztę ksišżkę w białej dłoni, ty, który zanurzasz się w miękki fotel, powiadajšc sobie: Możemnie to rozerwie. Odczytawszy dzieje tajemnych niedoli ojca Goriot, zjecie ze smakiemobiad, składajšc swš nieczułoć na karb autora, pomawiajšc go o przesadę, o poezję. Ach,wiedzcie: dramat ten nie jest ani wymysłem, ani romansem. All it true4, Jest on takprawdziwy, że każdy odnajdzie jego składniki w sobie, może we własnym sercu.Dom, w którym ulokował się pensjonat, należy do pani Vauquer. Leży na skraju ulicyNeuve-Sainte-Genevieve, w miejscu, gdzie poziom obniża się ku ulicy Arbalete tak nagłym ibystrym spadkiem, że pojazdy rzadko zapuszczajš się w tę okolicę. Przyczynia się to do ciszyulic stłoczonych między Val-de-Grâce a tumem Panteonu, dwiema budowlami, które nadajšswoisty charakter atmosferze, barwišc jšżółtymi tonami, gaszšc wszystko surowym cieniempadajšcym od kopuł. Bruk suchy, w ciekach nie ma błota ani wody, trawa porasta podmurem. Najobojętniejszy człowiek ulega smutkowi ogarniajšcemu tu każdego; turkot pojazdustaje się istnym wydarzeniem, domy sš martwe, mury tršcš kaniš. Zbłškany paryżanin ujrzy2 intra i extra muros wewnštrz i na zewnštrz murów (łac.).3 bóstwo z Dżagernat hinduski bóg Wisznu.4 all it true wszystko to prawda (ang.).4tam jedynie tanie pensjonaty lub zakłady publiczne, nędzę i nudę, staroć chylšcš się kumierci, radosnš młodoć zniewolonš do pracy. Nie ma w Paryżu okropniejszej i powiedzmy,mniej znanej dzielnicy. Ulica Neuve-Sainte-Genevieve zwłaszcza jest niby bršzowa rama,harmonizujšca z tym opowiadaniem, do którego trzeba, o ile możnoci, nastroić duchaciemnym kolorem, poważnymi mylami: tak, w miarę jak podróżnik zstępuje do katakumb, zkażdym stopniem wiatło słabnie i piew przewodnika głuchnie. Jakież prawdziweporównanie? Któż rozstrzygnie, który widok jest straszliwszy, wyschłych serc czy pustychczaszek?Front wychodzi na ogródek w ten sposób, że budynek przylega bokiem do ulicy NeuveSainte-Genevieve, z której widzimy go w pionowym przekroju. Wzdłuż fasady, międzydomem a ogródkiem, znajduje się brukowany ciek, szeroki na sšżeń, dalej cieżka wysypanapiaskiem, otoczona krzewami geranium, oleandrów i granatów posadzonych w niebieskichfajansowych wazonach. Wchodzi się furtkš, nad którš widnieje tabliczka z napisem: PaniVauquer, pod spodem za: Pensjonat domowy dla obojga płci i innych. Za dnia przezażurowš furtkę, uzbrojonš hałaliwym dzwonkiem, widać na końcu dróżki, na murze wprostulicy, niszę pomalowanš na zielony marmur przez miejscowego artystę. W tej imitacji niszywznosi się posšg przedstawiajšcy Amora. Patrzšc na obłupany pokost, który go pokrywa,miłonicy symbolów odkryliby w nim może godło miłoci paryskiej, którš leczy się o kilkakroków dalej. Na podstawie wpółzatarty napis przywodzi na pamięćczas, którego sięga tenornament, a to przez entuzjazm dla Woltera, w epoce jego powrotu do Paryża w r. 1777:Jakie bšd imię twe, ród i stan,Oto twój władca, oto twój pan.Z zapadnięciem nocy furtka ustępuje miejsca litej bramie. Ogródek, tak szeroki jak frontdomu, zamknięty jest od ulicy murem, a z drugiej strony cianš sšsiedniego domu, z którejzwisa opona z bluszczu, cišgajšca oczy przechodniów niezwykle malowniczym jak na Paryżwidokiem. Mur okalajšcy ogródek obramiony jest szpalerami i winem, którego nikłe izakurzone pędy stanowiš przedmiot corocznej troski pani Vauquer i rozmów stołowników.Po obu stronach wšska dróżka prowadzi do naturalnej lipowej altany. Między bocznymialejami grzędy karczochów, otoczone strzyżonymi drzewami owocowymi i obsadzoneszczawiem, sałatš i pietruszkš. Pod lipami okršgły stolik, pomalowany na zielono, otoczonyławkami. Tam w upalne dni biesiadnicy doć zamożni, aby sobie pozwolić na kawę,przychodzš się napawać tym nektarem w skwarze godnym wylęgarni.Dom, wysoki na trzy piętra z poddaszem, zbudowano z piaskowca i pomalowano na ówżółty kolor, który daje tak nieszlachetny wyglšd większoci domów w Paryżu. Okna, po pięćna każdym piętrze, o drobnych szybkach, strojne sšżaluzjami, z których każda sterczy podinnym kštem, tak że linie ich kłócš się z sobš. Boczna ciana ma po dwa okna, opatrzone naparterze żelaznš kratš. Za domem dziedziniec szeroki na dwadziecia stóp, gdzie żyjš wdobrej komitywie winie, kury, króliki; w głębi szopa na drzewo. Między szopš a oknem odkuchni ustawiono rodzaj spiżarni, pod którš znajduje sięciek. Z dziedzińca otwierajš się naulicę Neuve-Sainte-Genevieve drzwiczki, którymi kucharka wymiata z domu nieczystoci,spłukujšc następnie to bajoro wielkš obfitociš wody pod grozš morowej zarazy.Parter, z natury rzeczy stanowišcy rdzeń pensjonatu, składa się najpierw z pokoju oszklanych drzwiach i dwóch oknach wychodzšcych na ulicę. Salon ten sšsiaduje z jadalniš; tęoddziela od kuchni sień, w której wznoszš siędrewniane woskowane schody. Trudno osmutniejszy widok niż ten salon, którego całe umeblowanie stanowiš fotele i krzesła obitewłosiem w matowe na przemian i błyszczšce pasy. W rodku okršgły stół z płytš imitujšcšmarmur, na nim ów serwis z białej porcelany, o złotych, wpółzatartych już pršżkach, jakispotyka się dzi wszędzie. Pokój ten, o doć lichej podłodze, wyłożony jest do wysokoci5klamki drzewem. Powyżej błyszczšce obicie przedstawia sceny z Telemaka. Przestrzeńmiędzy dwoma zakratowanymi oknami bawi oczy pensjonarzy ucztš wydanš przez Kalipsodla syna Odysowego. Od czterdziestu lat malowidło to jest przedmiotem żartów młodszychstołowników, którzy starajš się wznieć ponad swój los, dworujšc sobie z obiadu, na jakiskazuje ich nędza. Kominek, którego palenisko zawsze czyste wiadczy, że ogień zjawia siętu tylko w ważnych uroczystociach, zdobny jest dwoma wazonami sztucznych kwiatów,starych i tkwišcych pod kloszami, które okalajš szkaradny zegar z niebieskiego marmuru.Pierwszy ten pokój wydziela zapach, na który język nie posiada okrelenia, a który trzeba bynazwać odorem pensjonatu. Odór ten tršci stęchliznš, butwielš, jełkociš; przejmujechłodem, wilgociš, przenika ubranie; ma smak sali, w której niedawno sprzštnięto resztkiobiadu, cuchnie kredensem, spiżarniš, szpitalem. Może zdołałby go opisać kto, kto bywynalazł proceder okrelania mdlšcych oparów, jakie wydajš kataralne i swoiste wyziewykażdego pensjonarza bez względu na wiek i płeć. Otóż mimo tych smutnych okropnoci,gdybycie porównali salon ten z jadalniš, która z nim graniczy, wydałby się wam wytworny ipachnšcy niby wykwintny buduarek. Ta sala, cała wykładana drzewem, była niegdypomalowana na kolor niepodobny dzi do okrelenia, tworzšcy niby tło, na którym brudrozłożył się warstwami, rysujšc dziwaczne figury. Dokoła cišgnš się wiecznie lepkie półki, naktórych stojš poszczerbione i pożółkłe karafki, metalowe kršżki, stosy fajansowych talerzy oniebieskich obwódkach, jakie wyrabia sięw Tournai. W rogu skrzynka z przegródkami naserwety, zawsze poplamione i skropione winem. Pokój ów mieci wiekuiste sprzęty, wygnanezewszšd, ale zachowane tam jak niedobitki cywilizacji w zakładzie nieuleczalnych. Barometrz kapucynem, który wychodzi na słotę;... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lkw.htw.pl