Honorowy Kontrakt czarodziejów do 23, FF HP&SS

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tytuł: Honorowy Kontrakt Czarodziejów.

Autor: Kazza

Tłumaczenie: fanaa

Oryginały szukać pod: www. fanfiction. net / s / 489312 / 1 /

Honorowy Kontrakt Czarodziejów.

Część 1.

Niektóre ogromne zmiany w życiu osobistym są spowodowane przez wielkie wydarzenia, niektóre przez te mniejsze. Profesor Severus Snape nie dał starszemu czarodziejowi nawet sekundy na myślenie, kiedy rzucił klątwę na Śmierciożercę atakującego starszego mężczyznę. Była to drobna klątwa, która zatrzymała atak mężczyzny na tyle długo, by starszy czarodziej zdążył uciec. Podświadomie Snape ledwie zapamiętał imię człowieka, który mu dziękował, ale Edgar Greenwood na pewno zapamiętał Severusa Snape'a.

 

- Oddychaj, tak dobrze. - spokojny, rozkazujący ton Minervy McGonagall odbijał się echem wzdłuż korytarza.

Zaintrygowany i zaniepokojony tym, że jakiś uczeń może mieć kłopoty, Albus Dumbledore wysunął głowę przez otwarte drzwi prowadzące na korytarz.

„A niech mnie, takiego widoku nie widuje się codziennie." - pomyślał, patrząc jak profesor McGonagall trzyma swoją tiarę i wachluje nią Mistrza Eliksirów. „Ciekawe, co doprowadziło Severusa do takiego stanu. Nie widziałem go tak wstrząśniętego, odkąd bliźniacy Weasley przemeblowali jego gabinet eliksirów i myślał, że wypił jeden z eliksirów kontrolujących transformację Remusa Lupina."

Snape napotkał wzrok patrzącego na niego Dumbledore'a i zrobił się tak biały, jak profesor Binns, duch uczący Historii Magii. Było to nie lada osiągnięcie, zważywszy, że profesor Binns był najjaśniejszym z Hogwardzkich duchów, z których większość prezentowała się raczej w odcieniach szarości.

- Dziękuję, profesor McGonagall. - Snape złapał oddech i odepchnął tiarę sprzed twarzy. - Nie potrzebuję już dłużej pani pomocy.

- Jesteś pewien, Severusie? Doznałeś silnego szoku.

- Nie! - warknął Snape, co spowodowało, że McGonagall podskoczyła. - Nie więcej, dziękuję ci. - powiedział ciszej.

- Bardzo proszę. - McGonagall spojrzała na niego. - Ale jeśli zemdlejesz, będzie to wyłącznie twoja własna wina.

Żwawym krokiem odeszła w stronę dormitoriów Gryffindoru.

- Jestem z ciebie dumny, Severusie. - powiedział Dumbledore, podchodząc do Mistrza Eliksirów. - Kilka lat temu nie złagodziłbyś swojej odpowiedzi. To pokazuje siłę twojego charakteru.

- Dziękuję. - Snape odetchnął ciężko.

Jego oddech nadal był nieregularny.

- Sądzę, że kubek herbaty dobrze ci zrobi.. - Profesor Dumbledore użył uprzejmego tonu, ale Snape rozpoznał w nim nakaz. - Przenieśmy się do mojego gabinetu.

Profesor Snape poszedł za dyrektorem wzdłuż korytarza. Bardzo chciał uniknąć rozmowy, ale Dumbledore miał inny plan, wiedział więc, że się nie przeciwstawi.

- Wiesz, Severusie. - powiedział dyrektor. - Jeśli popracujesz bardziej ze swoimi emocjami, niż przeciw nim, nie będziesz doprowadzał się do takiego stanu.

- Dziękuję, dyrektorze. - powiedział Snape zimnym, śmiertelnie poważnym głosem. - Postaram się o tym pamiętać.

 

- A teraz, Severusie – powiedział Dumbledore znad kubka herbaty. - Co się dzisiaj stało?

- To! - warknął Snape.

Wyciągnął zwinięty pergamin z kieszeni szat i podał go Dumbledore'owi. Starszy mężczyzna wziął zwój i zbadał go.

- Wygląda bardzo formalnie. - wymamrotał Dumbledore.

Odwiązał staromodną wstążkę, dotknął prawniczej pieczęci i rozwinął zwój. Przeczytał pierwsze zdanie.

- Na Gryfona! - Dumbledore upuścił zwój i usiadł z powrotem na krześle. - Nie widziałem żadnego z nich od lat. Teraz mogę zrozumieć dlaczego byłeś w szoku.

Ów nieszczęsny zwój stanowił Honorowy Kontrakt Czarodziejów, starożytne i rzadko używane prawo, które mogło wyjść jedynie z inicjatywy członka prastarej, wysoko postawionej rodziny czarodziejów. Prawo to ustanawiało, że jeśli czarodziej niższego stanu uratuje życie owego czarodzieja, wyższego stanu, oboje mogą zawrzeć Honorowy Kontrakt Czarodziejów. Kontrakt pozwala czarodziejowi niższego stanu poślubić członka rodziny o wyższym stanie, wskutek czego podnosił on swoją społeczną rangę. Oczywiście, jako prawo stworzone przez arystokratów, kontrakt pozwalał wyżej postawionemu czarodziejowi wybrać narzeczoną.

- Jak wnioskuję z twojej reakcji, nie chcesz zaakceptować warunków kontraktu?

- Nie, nie chcę! - warknął Snape, po czym wziął głęboki oddech próbując się uspokoić. - Jest już wystarczająco trudno pracować tu i robić to, co musimy robić, by powstrzymać... bez tego! - Snape znów zaczął wpadać w panikę. - Mogę się z tego wyplątać, prawda?

- To bardzo stare prawo, Severusie. - powiedział uprzejmie Albus – Ale tak, możesz odmówić.

- W takim razie odmówię!

- Będziesz potrzebował dobrej wymówki.

- To dla dobra Hogwartu. - powiedział twardo Snape.

- Będziesz potrzebował podłoża, żeby obronić tę wy... - Słowa Dumbledore'a utonęły w dźwięku pojawienia się w pomieszczeniu profesor Sinistry.

- Zamorduję go! - ogłosiła Sinistra, kiedy wtargnęła do komnaty.

Widok tej kobiety należał do rzadkości, a już szczególnie w dolnych partiach szkoły przed późnym popołudniem.

- Nie, najpierw rzucę na niego klątwę. - zaczęła chodzić dokoła pokoju, ignorując dwóch mężczyzn obserwujących jej dziwne zachowanie.

„Być może" - myślał Dumbledore - „To ta ciągła praca, całymi nocami na Wieży Astronomicznej, tak ją rozstroiła." Obserwował drobną kobietę, loki jej mysio-brązowych, krótkich włosów podskakiwały dokoła jej chłopięcej twarzy, kiedy przemierzała gabinet wzdłuż i wszerz. Musiała być z pewnością czymś wstrząśnięta.

- Nie. Wiem. - ogłosiła Sinistra. - Zamknę go w jednym pomieszczeniu z Ritą Skeeter na miesiąc, potem go przeklnę, a potem zamorduję!

Szczęśliwa z powodu podjętej decyzji odnoszącej się do kogoś tam, kogo chciała zabić, profesor Sinistra nagle się zatrzymała i odwróciła się w stronę profesora Snape'a.

- Severusie, przepraszam za szalony, głupi kontrakt mojego wuja. Możesz być pewien, że nie zostaniesz zmuszony do poślubienia mnie.

- Uh, dziękuję ci. - powiedział Snape słabo.

Właściwie, to nauczyciel Eliksirów o mało nie spadł z krzesła, gdyż właśnie wyjaśniła się ostatnia zagadka całego tego magicznego kontraktu. Innymi słowy, właśnie poznał narzeczoną.

Profesor Sinistra nagle zdała sobie sprawę z szoku widniejącego na twarzy Snape'a i rozbawienia zdobiącego twarz dyrektora.

- Na Merlina! Zrobiłam z siebie kompletną kretynkę, prawda?

- Można tak powiedzieć. - zachichotał Dumbledore.

Jego chichot zmienił się w tłumiony śmiech, kiedy Snape stracił równowagę i jednak spadł z tego krzesła.

Część 2.

- Och, wspaniale. - wymamrotał Edgar Greenwood, zanurzając łyżeczkę złotego modu w kubku z herbatą.

Herbata, tost z masłem i kolumna z plotkami w „Proroku Codziennym" stanowiły ulubione składniki śniadanie Edgara. Miał już dwa pierwsze, a chwilę temu przybyła sowa z jego gazetą. Zapowiadał się idealny poranek.

- Ciekawe co robi Aurora? - powiedział do Minum, jego papużki falistej.

Minum zaskrzeczała wesoło do lusterka w swojej klatce. Edgar wziął to za odpowiedź na pytanie.

- Hmmm, nie jestem aż tak przekonany, czy ona będzie z nami szczęśliwa. - Edgar poinformował małego biało-niebieskiego ptaka.

Starszy mężczyzna skubnął kawałek tosta i pomyślał o swojej pra-bratanicy. Aurora była twarda, chociaż nie stanowiło to niespodzianki. Była pierwszym członkiem rodziny Greenwood'ów, który trafił do Slytherinu, odkąd rodzina zaczęła wysyłać swoje dzieci do Hogwartu, to jest od XV wieku. Dom Slytherina nie był wymarzonym domem dla studentów tej rodziny, tak więc Greenwood'owie nie byli uprzejmi dla Aurory.

Wszystko to było winą ojca Aurory, oczywiście. Nikt nie był w stanie powstrzymać Elsie Greenwood, kiedy postanowiła poślubić Astrona Sinistrę. Edgar mógł ciągle przytaczać argumenty. Elsie żądała prawa do poślubienia mężczyzny, który był prawie czterdzieści lat starszy od niej, tylko dlatego, że go kochała. Jej ojciec, Tobiasz, nakazał jej wybrać sobie kogoś, kto nie był związany z ciemną stroną, pochodził z przyzwoitej rodziny, która nie widziała niczego zabawnego w Mrocznych Sztukach, i by nie był na tyle stary, by mógł być jej dziadkiem. W końcu Elsie po prostu wyprowadziła się z domu rodziców i poślubiła Sinistrę, nie bacząc na opinię rodziny.

Trzy lata później, Elsie skontaktowała się z ojcem, by powiedzieć mu, że ma wnuczkę. Każdy w rodzinie miał nadzieję, że przyjście na świat Aurory zmniejszy tą rozpadlinę pomiędzy Elsie i jej ojcem, ale tak nie było. Przez cały ten czas Tobiasz Greenwood nie był skłonny porozmawiać z córką. A już szczególnie nie, kiedy Aurora poszła do Hogwartu i została przydzielona do Slytherinu. W oczach Tobiasza był to grzech śmiertelny, odmówił więc poznania dziewczynki.

Jak na ironię, Elsie i Astron Sinistra zginęli walcząc po jasnej stronie przeciwko Voldemortowi. Po ich śmierci Edgar zajął się swoją pra-bratanicą, która była na swoim piątym roku w Hogwarcie, i wziął ją pod swoje skrzydła. Bez względu na to, czy tego chciała, czy nie. Szło im całkiem nieźle, mimo iż dziewczynka odziedziczyła po ojcu jego niegustowne, Slytherińskie poczucie humoru.

Problemem było to, iż ta nieznośna dziewucha odmawiała znalezienia sobie przyzwoitego mężczyzny i ustatkowania się. Edgar chciał jeszcze zobaczyć swoje cioteczne prawnuczęta przed śmiercią, a może nawet doczekać ich pójścia do Hogwartu, mając nadzieję, że zgodnie z tradycją, zostaną przydzieleni do Ravenclawu.

Edgar nauczył się na błędach brata. Tobiasz pozwolił, by Elsie sama wybrała sobie męża. Cóż, zaaranżowane małżeństwa były wystarczająco dobre dla Edgara pra-pra-pra-pra-dziadków, więc będą wystarczająco dobre dla Aurory. Mimo to, w wieku trzydziestu dwóch lat była ona nadal starą panną. Slytherińską starą panną, w dodatku! Byłaby najstarszą panną młodą od czterech pokoleń rodziny Greenwoodów.

- Mamy przed sobą ciężkie zadanie, Minum. - mruknął Edgar z ustami pełnymi tosta.

Odpowiedź papugi zgubiła się w hałasie, jaki wywołały trzy pocztowe sowy.

 

„Piętnaście, szesnaście, siedemnaście, osiemnaście, dziewiętnaście, obrót. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć." - liczył Krwawy Baron w milczeniu. Obserwował profesora Severusa Snape'a i wiedział, że nie był on w tej chwili specjalnie szczęśliwym mężczyzną.

„Pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście". To był już szósty raz dzisiaj, kiedy Snape przemierzał całą długość korytarza poza swoją komnatą. Takie chodzenie było pewnym znakiem, że Severus Snape jest czymś zaniepokojony.

„Dwanaście, trzynaście, czternaście, piętnaście, szesnaście... Jeśli Snape chodzi tak dużo" - rozważał Baron - "oznacza to, że ten młody człowiek musi stawiać czoło jakimś silnym, wewnętrznym demonom."

„Siedemnaście, osiemnaście, dziewiętnaście, obrót. Raz, dwa." Baron westchnął cicho i patrzył, jak Snape przemierza tą samą drogę po raz siódmy. Zapowiadał się długi dzień dla Slytherinu.

 

Severus poczuł znajome uderzenie o kamienny mur pod stopami. Doszedł do ściany już dwudziesty szósty raz i odwrócił się.

„Tak" - myślał Severus - „korytarz jest miłą ostoją, i mierzy dokładnie dziewiętnaście kroków. I to się nie zmienia." W przeciwieństwie do schodów, sytuacji politycznej w Świecie Czarodziejów, eliksirów Neville'a Longbottom'a i jego własnego życia osobistego. Ten miły, wygodny korytarz nie zmieniał się bez ostrzeżenia ani nie próbował nim manipulować. Przypominał spokój, stabilizację, przypominał... - "siedemnaście kroków długości?!"

- Co się do cholery dzieje? - Snape nakrzyczał na ścianę.

Krwawy Baron poszybował w jego kierunku.

- Zmienił pan długość swojego kroku, panie Severusie. - syknęło najbardziej starożytne, Hogwardzkie widmo.

- Och, dziękuję Baronie. - powiedział Snape drwiąco.

Wściekły poszedł do swojej klasy eliksirów.

„Świetnie! Teraz mam nawet ustaloną długość kroku." - pomyślał idąc wzdłuż korytarza, nie kłopotając się już o liczenie. „Dlaczego wszystko musi się zmieniać? Przyzwyczaiłem się do rutyny, a ktoś przychodzi i zmienia mój cholerny krok!" Snape zatrzymał się przy tej myśli i zasłonił rękami oczy, tłumiąc złość.

- Severus Snape, jesteś nicponiem! - powiedział głośno.

- Skoro tak twierdzisz. - powiedział Prawie-Bezgłowy Nick, duch Gryffindoru, przelatując obok.

Snape próbował wymyślić jakąś mądrą odpowiedź, ale Nick odleciał, zanim zdążył powiedzieć cokolwiek.

„Och, genialnie, Severusie. Zrób z siebie idiotę, dlaczego nie?" - Snape prawie przebiegł resztę drogi do swojej klasy eliksirów. „Dzisiaj już nie może być gorzej." - myślał, otwierając drzwi.

- Dzień dobry, profesorze. - powiedziała pogodnie Aurora Sinistra z krzesła nauczycielskiego. - Jesteś gotów na cotygodniowe spotkanie pracowników?

„A jednak może być gorzej."

Snape spojrzał zimno na Sinistrę.

- Wątpię, by cokolwiek, co mógłbym dzisiaj powiedzieć było warte powtórzenia lub zastosowania w rozwoju edukacyjnym naszych studentów.

- Ach. - Sinistra opuściła krzesło i podeszła do nauczyciela Eliksirów. - Rozumiem więc, że to nie jest odpowiednia chwila by przedyskutować zachowanie pierwszego roku.

- To nie jest dobra chwila do przedyskutowania czegokolwiek! Szczególnie nie z tobą! - Severus włączył cały gniew w swój głos.

Złość, która gromadziła się w nim odkąd spadł z krzesła i wprawił się w zażenowanie poprzedniego dnia, wypłynęła z niego i doprowadziła go do dodania jeszcze kpiącego uśmieszku.

- Wybacz. - Sinistra szybko opuściła pokój.

„Wielkie dzięki wuju Edgarze." - myślała wściekle, podczas gdy wspinała się po schodach - „Na ząb Salazara! Pomyślałby ktoś, że zaoferowano mu poślubienie Bazyliszka, tak się przynajmniej zachowuje."

Snape patrzył na drzwi, które zamknęły się za młodszą nauczycielką. Wiedział, że nie powinien był wyładowywać swojego gniewu na niej, ale sprawiło mu to zbyt dużą ulgę, by miał tego nie zrobić.

W cieniu klasy wszystko obserwował Baron i rozważał sytuację. „To woła o mały, dobry, staromodny, Ślizgoński podstęp."

Część 3.

Neville wiedział, że ma spore kłopoty, kiedy profesor Sinistra zaprowadziła go do gabinetu profesora Dumbledore'a, ale nie wiedział co takiego zrobił. Rysował mapy nieba na lekcji profesor Sinistry, używając zaklęcia rysującego „oka umysłu", tak jak kazała nauczycielka. Sądził, że robi to dość dobrze, aż do momentu, kiedy podeszła by sprawdzić jego pracę.

Podniosła jego rysunek i obejrzała go.

- Czy to jest właśnie to, co widzisz? - zapytała.

Neville wywnioskował, że popełnił błąd i przyjrzał się dokładnie obrazkowi i oryginałowi.

- Tak, pani profesor.

Profesor Sinistra wyglądała na zaskoczoną. Potem wzięła rysunek Hermiony, która skończyła pracę przed wszystkimi, i poprosiła go o porównanie obu rysunków. Poza tym, że jego praca była tylko w połowie skończona, wyglądała identycznie jak praca Hermiony, i dokładnie to powiedział nauczycielce.

Następną rzeczą, jaką pamiętał, było to, że został poproszony o poczekanie po lekcjach oraz jego drogę do gabinetu dyrektora.

Jeśli Neville myślał, że nie było dobrze, że szedł do dyrektora, to odkrycie tam obecności profesora Snape'a było jeszcze gorsze. Neville odwróciłby się i uciekł zaraz spod drzwi, gdyby nie stała w nich profesor Sinistra.

Nauczycielka Astronomii lekko pchnęła Neville'a do pokoju.

- Sądzę, że powinien pan to zobaczyć, profesorze. - pokazała rysunek profesorowi Dumbledore'owi.

- Co jest takiego ekscytującego w mapach nieba? Nawet w najlepszych czasach były nudne. - burknął profesor Snape.

Neville pomyślał, że Snape brzmi raczej na zmęczonego niż zdenerwowanego.

Chłopak obserwował, jak profesor Sinistra patrzy na profesora Snape'a i zastanawiał się, czy nie narobiła sobie aby kłopotów. Jakby nie było Snape był jej przełożonym w Slytherinie.

Podczas gdy Neville obserwował patrzących na siebie Snape'a i Sinistrę, profesor Dumbledore porównywał rysunek Neville'a z rysunkiem Hermiony, który Sinistra przyniosła ze sobą.

- Neville, wydaje mi się, że czasem masz problemy z odnajdywaniem niektórych rzeczy, wliczając w to swoją ropuchę? - profesor Dumbledore powiedział uprzejmie.

- Tak, profesorze. - oczy Neville'a wypełniły się łzami.

Cokolwiek zrobił, musiał naprawdę zdenerwować profesor Sinistrę, ponieważ wydawała dziwne dźwięki za pomocą języka, a robiła to zwykle, gdy była bardzo zła.

- Mogłabyś przestać wykonywać ten dźwięk. - strzelił Snape. - Boli mnie głowa.

- Cóż, mamy ucznia, który jest do tyłu w stosunku do swojej klasy, a nie jest to jego własna wina! - warknęła Sinistra w odpowiedzi.

- Ten chłopak nie potrafi zrobić eliksirów! Zawsze dodaje składniki w nieodpowiednim czasie. - warknął Snape głośno i wściekle.

- Cholernie mnie to nie dziwi! - ryknęła Sinistra w odpowiedzi.

- Wystarczy! - powiedział twardo Dumbledore. - Nie spodziewałem się po was takiego zachowania przy uczniu.

Neville prawie zachichotał histerycznie, kiedy zbesztani Snape i Sinistra spuścili wzrok w poczuciu winy i wzdrygnęli się pod wpływem niezadowolonego spojrzenia Dumbledore'a.

- Dziękuję, za wsze wsparcie, profesorowie. Wydaje mi się, że będzie lepiej, jeśli zostawicie Neville'a mnie. - powiedział twardo dyrektor.

Poczekał, aż Snape i Sinistra opuszczą pokój, westchnął i powiedział spokojnym głosem.

- Proszę, usiądź Neville. Napijesz się herbaty?

Neville był tak zdenerwowany, że czuł, jakby połknął Trevora i ropucha skakała mu teraz w żołądku. Potknął się o krzesło i usiadł.

- Co złego zrobiłem, proszę pana? Profesor Sinistra mi nie powiedziała.

- Nie zrobiłeś nic złego, Neville. Cokolwiek jest winne, to szkoła i twoja rodzina, która popełniła błąd nie starając się zrozumieć dlaczego do tej pory miałeś trudności.

- Więc... nie mam kłopotów, profesorze? - wyszeptał Neville.

- Nie, Neville, nie masz kłopotów. - Dumbledore uśmiechnął się smutno. - Jednakże chciałbym zrobić ci mały test.

„Nie test!" pomyślał Neville przerażony. Zwykle testy wychodziły mu niezbyt dobrze. Obleje i profesor każe mu opuścić Hogwart.

Dyrektor musiał wiedzieć o czym chłopak myślał, ponieważ powiedział.

- Nie martw się Neville. Test będzie bezbolesny i nie będzie miał wpływu na twoje wyniki. Chcę po prostu poznać stopień twoich problemów.

- Jestem chory, profesorze?

- Och, nie. Wybacz mi, źle się wyraziłem. - uśmiechnął się Dumbledore. - Po prostu nie rozróżniasz kolorów, czerwonego i zielonego.

 

- Musiałaś po prostu się popisać, nieprawdaż! - burknął Snape do Sinistry, idąc po schodach.

- Och, naprawdę Severusie. Nie próbowałam się popisywać, jednakże - Sinistra odwróciła się i spojrzała na dół, na stojącego u podnóża Snape'a - jeśli jeszcze kiedykolwiek będziesz bagatelizować moją pracę, nie będę odpowiadać za moje zachowanie.

- Sądzisz, że krzyczenie na przełożonego przy dyrektorze i uczniu jest właściwym zachowaniem?

- Nie. - westchnęła Aurora. - I przepraszam za to. To było nieprofesjonalne.

- Dziękuję bardzo. - zadrwił Snape i wspiął się na schody, aż do momentu kiedy był w stanie spojrzeć jej w oczy. - Gdybym wiedział, że przeprosiny będą tak proste do uzyskania, bardziej bym cię pognębił.

- Nie jestem żukiem, Severusie. Nie możesz wyrwać mi nóżek i mnie torturować. - Aurora zamrugała. - Narobiłabym zbyt dużego hałasu.

- Twoje hobby, to nie moja sprawa. - zadrwił Severus.

- W twoich snach. - Aurora uśmiechnęła się szeroko i zaśmiała.

Snape skrzywił się od hałasu.

- Wziąłeś coś na ten ból głowy?

- Próbujesz mną sterować. - wyszeptał Snape zimno.

- Nie, wcale nie, profesorze. - równie zimno odpowiedziała Sinistra.

- Nie odpowiadam na takie próby. - wspiął się schodek wyżej.

- Och, to dlatego wysłałeś taki niegrzeczny list mojemu wujowi.

- Nienawidzę bycia sterowanym. - wspiął się jeszcze jeden schodek wyżej, tak że stał teraz na tym samym, co Sinistra.

- Powinieneś zobaczyć wyjca, którego ja mu wysłałam. - dodała Sinistra.

- Czuję odrazę do takich prób. Zostałem zrozumiany? - Snape spojrzał na nią groźnie.

- Z pewnością. - Sinistra spojrzała na mężczyznę, który nad nią górował. - Dość dobrze mówisz po angielsku. Nienawidzisz bycia sterowanym. Ja, ze swojej strony, nie znoszę niepunktualności, więc jeśli teraz nie pójdę, spóźnię się na wieczorne lekcje. - uśmiechnęła się i pobiegła w górę, po czym przeskoczyła zwinnie na podest, gdyż schody zaczęły się ruszać.

- Poza tym, dobrze, żebyś wiedział, że nie próbowałam tobą sterować. - zawołała w dół, biegnąc dalej po schodach.

Kilka sekund później, odezwała się z następnego podestu.

- I nie zapomnij wziąć czegoś na ten ból głowy.

- Sterujesz! - zawołał za nią Snape.

 

Przez następne tygodnie Neville był bardzo miły dla profesor Sinistry. Wiedział, że profesor Astronomii należy do tych uszczypliwych osób ze Slytherinu, ale rozwiązała jego problem. Poza tym, krzyczała na profesora Snape'a, co pojawiało się w jego wyobraźni, szczególnie podczas lekcji Eliksirów.

Jego lekcje szły mu o wiele lepiej, dzięki profesorowi Flitwick'owi. Mały profesor nauczył Neville'a zaklęcia pozwalającego rozpoznać różnicę w kolorach - zaklęcia sprawiało, że zielone rzeczy zmieniały się w srebrne, a czerwone w iskrzący się żółty. Jedynym problemem było tylko to, że zaklęcie robiło z kolorów Gryffindoru, żółty i iskrzący żółty oraz z kolorów Slytherinu srebrny i iskrzący srebrny. Ale Neville wiedział, że z tym problemem akurat da radę żyć.

Jedna rzecz go tylko martwiła. Z jakiegoś powodu obaj nauczyciele, Snape i Sinistra, byli dla niego bardzo mili. Mógł jeszcze zrozumieć, że profesor Sinistra jest miła, ale miły profesor Snape był przerażający.

Początkowo Neville sądził, że mu się tylko wydaje, ale po tym, jak Snape zaproponował mu korepetycje z Eliksirów, Neville doszedł do wniosku, że to jednak prawda. Co było dziwniejsze, zaczęło to stanowić jakiś rodzaj współzawodnictwa między tymi dwoma nauczycielami. Jeśli profesor Sinistra zrobiła dla niego coś miłego podczas swojej lekcji, Snape zrobił dwie miłe rzeczy. Co gorsza, reszta uczniów też to zauważyła.

- Cieszę się, że niedługo święta. - powiedział Neville do swojej ropuchy, Trevora. - Nie sądzę, bym mógł znieść więcej uprzejmości od strony Slytherinu.

Część 4.

- Czy wszyscy tu są? - zapytał oficjalnie sir Nicholas de Mimsy-Propington.

- Baron przybędzie niedługo, sir Nicholasie. - rozbrzmiał cichy głos Szarej Damy.

- Cóż, jeśli się nie pospieszy, zaczniemy zebranie bez niego. - odpowiedział stanowczo sir Nicholas i pokiwał głową tak gwałtownie, że zawisła na ścięgnie.

- Och, załóż głowę z powrotem. - zachichotał Gruby Mnich.

- Ha! Ha! Wiesz. - mruknął sir Nicholas. - Ten żart był stary nawet wtedy, gdy Dumbledore był dzieckiem.

- Tak niedawno? - uśmiechnął się szeroko Gruby Mnich.

Konwersacja została urwana w połowie, kiedy Krwawy Baron przepłynął przez ścianę. Obejrzał wszystkich widmowych towarzyszy i uniósł sarkastycznie lewą brew.

- Zawsze zastanawiałem się. - zażartował sir Nicholas - czy to jest jeden z warunków przyjęcia do Slytherinu?

Baron opuścił lewą brew i uniósł prawą. Spojrzał z ukosa na sir Nicholasa

- Panowie. - powiedziała Szara Dama cicho. - zachowujcie się uprzejmie, jak szanowane duchy, którymi jesteście, a nie jak para uczniaków walcząca ciągle o pomarańczę.

- O pomarańczę? - zapytał sir Nicholas.

- Tak się mówiło, kiedy byłam jeszcze cielesna. - Szara Dama pociągnęła nosem.

- Musiało to być całkiem niedawno. - wymamrotał sir Nick, rzucając lodowate spojrzenia na pozostałe widma. - Proszę o wybaczenie, moja pani, po prostu oczekiwałem, że powiesz 'czekoladowa żaba'. Obecnie dzieciaki przepadają za nimi.

- Tam są karty, wiecie one... - Wypowiedź Grubego Mnicha została przerwana przez Krwawego Barona.

- Zapomnijcie o żabach.

- O tak. Z pewnością panie Baronie. - Gruby Mnich założył kaptur i powiedział - W porządku, zwołuję pierwsze spotkanie Stowarzyszenia GHOULS(1) i...

- Ghouli? - wybełkotał sir Nicholas.

- Naprawdę, jak można nazwać nas Ghoulami? - wymamrotała Szara Dama, bardzo przypominając profesor Trelawney.

- Ghosts Helping Our Unwed Lonely Slytherins. - powiedział cierpliwie Gruby Mnich. - Duchy pomagające Naszym Niezamężnym Samotnym Ślizgonom.

Sir Nicholas parsknął.

- Lepiej, żeby profesor Snape tego nie usłyszał. Nie wiem, jak wy, ale nie pałam chęcią do spotkania z kolejnym Bazyliszkiem.

- Nie zwracajcie uwagi na nazwę. - syknął Krwawy Baron. - Pospieszmy się. Chcę zakończyć to spotkanie, zanim Irytek zrujnuje zamek.

- Bardzo dobrze. - powiedziała Szara Dama. - Powinnam przewodniczyć spotkaniu. - spojrzała po trzech, męskich widmach i poczekała aż sir Nicholas przestanie się wiercić zanim dodała. - Jak rozumiem, nasz plan przewiduje użycie subtelnych metod by zaprowadzić do ołtarza profesorów Snape'a i Sinistrę, zanim... kiedy, panie Baronie?

- Przed końcem roku szkolnego. - wyszeptał Krwawy Baron.

- Czyli powinniśmy doprowadzić do ślubu przed czerwcem. - twardo powiedziała Szara Dama. - Rozważyłam sytuację i przedstawiam wam plan ataku. - wyciągnęła duży pergamin-widmo z rękawa i, ignorując pytanie sir Nicholasa 'jak ona to zrobiła?', rozwinęła go.

Była to mapa Hogwartu.

- Jak widzicie głównym problemem jest odległość. Profesor Snape rezyduje tu w lochach. - Szara Dama wskazała na mapie miejsce oznaczone jako 'desperacko potrzebuje Wiosennych Porządków' - Podczas gdy profesor Sinistra chowa się na Wieży Astronomicznej. - wskazała miejsce opisane jako 'nie straszyć podczas dnia.' - Naszym największym problemem jest umiejscowienie ich w tym samym pokoju w tym samym czasie.

- Phi! - powiedział Gruby Mnich.

Pod karcącym spojrzeniem Szarej Damy pokrył się bladym różem.

- Wybacz, zbyt długo byłem wśród dzieciaków.

- To raczej oczywiste, moja pani. - dodał sir Nicholas.

- Jak miałam powiedzieć, zanim niegrzecznie mi przerwaliście, - prychnęła Szara Dama. - trzeba sprowadzić profesor Sinistrę na dół. Profesor Snape przechadza się po niższych piętrach zamku. Trzymać go tam będzie wystarczająco łatwe. Nawet ty Sir Nicholasie lub Gruby Mnichu mógłbyś to zrobić.

- Dziękuję bardzo. - powiedział Gruby Mnich urażony.

Sfrunął do najdalszego kąta, gdzie zaczął się dąsać.

- O tak. - dodał sir Nicholas, przechadzając się w przód i w tył w powietrzu. - my pójdziemy się narażać, podczas gdy ty i Baron zajmiecie się tą, która ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lkw.htw.pl